czwartek, 20 maja 2010

La Fraction

Porywający, żywiołowy i melodyjny francuski punk rock z charyzmatyczną wokalistką i poetyckimi tekstami śpiewanymi w języku Balzaca. Słuchałem w 1999 roku podczas pobytu w Londynie.

http://www.lafraction.org/




środa, 19 maja 2010

Funny Hippos - Dż yraf

Słuchałem w 1999 roku podczas pobytu w Londynie.






poniedziałek, 17 maja 2010

Agressiva 69

Słuchłem regularnie w latach 2001 – 2007.






niedziela, 16 maja 2010

Freddie McGregor - Push On

W 1994 roku w mojej głowie Freddie McGregor pokonał Ku-Klux-Klan polskiej muzyki niezależnej. Jego płyta Push On zdetronizowała świętą triadę moich idoli tj. Kult-Kury-KSU i rozpoczęła okres wielkiej fascynacji reage.

FREDDIE McGREGOR, POZNAŃ - Blue Note - 04.05.2005 :

http://www.rrr.com.pl/foto-freddie/freddie.htm

FREDDIE McGREGOR Biografia :

http://www.rrr.com.pl/leks-freddie.htm




czwartek, 13 maja 2010

Prawie Jak Dezerter

Zespół Kolaboranci pod względem brzmienia gitary jak i maniery wokalnej brzmi PRAWIE jak Dezerter. Kaseta ta, w 1992 roku, uświadomiła mi, że punk się kończy a ja właśnie dotarłem do jego granic. Ale jak to bywa w życiu coś się kończy coś zaczyna. Dla mnie skończył się punk a zaczął O.B.U.H. Records.

Kolaboranci „Ciało i drewno”

1. Plecy
2. Braterska krew
3. P.P.T.Ś.
4. Kapłan (mowa pierwsza)
5. Opowieść rękodzielnika
6. Kościoły
7. Kapłan (mowa druga)
8. Bez tytułu (1986)
9. Tylko nie miej pretensji
10. Wolność?
11. Poświęcenie dziecka wszechświatowi
12. Wystarczy wzrok
13. Widocznie tak powinno być
14. Piosenka miłosna
15. Jestem
16. Jak ja

Płyta nagrana w składzie :

Przemek Thiele (głos)
Jacek Chrzanowski (bas)
Lech Grochala (perkusja)
Wojtek Wójcicki (gitara)
oraz gościnnie:
Kuba Rutkowski (perkusja) (6,7)
Paweł Ostrowski (klawisze)




niedziela, 9 maja 2010

I pacnął mnie Pan obuhem srebrzystym w łeb ....

… i podjąłem w 1992 roku, pierwszą pozycję z wysyłkowego katalogu wytwórni O.B.U.H Records. Był nią akustyczny world-psychedelic w najlepszym wydaniu legendarnej, już nieistniejącej grupy Atman.



czwartek, 6 maja 2010

Massive Attack - MEZZANINE

W rytm tej kasety zwiedzałem pieszo Londyn w 1998 roku.



środa, 5 maja 2010

Under the Gun - Homeland

Homeland słuchałem w 1999 roku podczas pobyty w Londynie.

Poniżej kilka recenzji z internetu :

Under The Gun jest u nas popularny bardziej niż u siebie, a spowodowane jest to tym, że u nas nikt tak nie gra. W Wielkiej Brytanii taka twórczość jest na porządku dziennym i kapela ni ma szans, a u nas... są po prostu uwielbiani.

Płyta "Homeland" jest świetna pod każdym względem. Wpadające w ucho melodie, wyspiarski akcent wokalisty, ciekawe instrumentarium. Nie ma co tu dużo gadać, tak dobrej płyty nie słyszałem już dawno i do dnia dzisiejszego jest jedną z moich ulubionych.

Jeśli bliżej przybliżyć muzykę, to jest to folk z mocnym przebiciem akordeonu i skrzypiec, punkową energią i tekstami. Sięgają się także Dubu w niektórych piosenkach, jednak w znikomej ilości. A kawałek z numerem trzecim po prostu "wywala z kamci" swym rytmem :o) Musicie mieć tą płytę.

Nadęte pismaki z ważniejszych pism muzycznych zjechali ten album, ale dla punkowego słuchacza to kawał muzycznego tortu.

recenzja z :

http://muzyka.onet.pl/10174,60213,erecenzje.html


"Homeland" i znowu powrót do początku lat 90. kiedy miałem naście lat, po upadku komunizmu wierzyliśmy, że da się zbudować państwo obywatelskie...

Nie było jeszcze gangów narkotykowych ani politycznej poprawności crustowców, a na koncerty do poznania przyjeżdżali z wielkiej brytfanny kolesie z irokezami i skrzypcami w łapach - może dla kogoś tu nie ma emocji - dla mnie są ogromne i nie raz posłucham tej płytki.

Wrzucenie tego materiału do wielkiego worka "punkrock" troszkę nie na miejscu - celtyckie inspiracje zawsze pojawiały się gdzieś z boku pojawiających się nurtów w ruchu punk - właśnie dzięki temu, że kiedyś tam bawiłem się na koncercie Under The Gun tak spodobało mi się potem Sedition i Scatha, choć to zupełnie inny kaliber, ale szczerość ta sama. To nie jest wychuchany materiał Ich Troje lub innych ikon popkultury - to opowieść o przyjaźni w państwie policyjnym - uwierzcie to prawdziwe emocje, choć może i siermiężne nagranie, ale przecież nigdy nie to było w punkrocku najważniejsze.

recenzja z :

http://muzyka.onet.pl/10174,63437,erecenzje.html

Track List:

1. The Crowd
2. Police State
3. Sons Of Witches
4. Romaniacs
5. No Crime
6. No Other Way
7. Homeland
8. Capitan
9. Rights
10. Polska
11. Grave Of Strangers



łucha

poniedziałek, 3 maja 2010

Mouse On Mars - Idiology

Pokolenie post-techno objawiło swe buntownicze oblicze. Po męskiej, wzburzonej płycie wizjonerów z Tortoise - gdzie bluźniercza jest już okładka przedstawiająca zakreśloną amerykańską flagę - kolej na przewrotnych Niemców z Mouse On Mars. "Idiology" to sprzeciw nie tylko wobec dogmatycznie rozumianych ideologii, ale przede wszystkim odpowiedź gnuśne samozadowolenie i obojętność współczesnych społeczeństw. Mouse On Mars prowokują poprzez przekorę i czarny humor - jak tytułowi idioci z filmu Larsa von Triera - ich gra przedstawiona jest jednak w znacznie bardziej perfekcyjnej formie i bez cienia szarlataństwa. "Idiology" jako nauka o idiotyzmie to fascynująca poznawcza podróż. We współczesnym świecie za idiotów uchodzą nonkonformiści, szukający osobistej prawdy, własnego środka ekspresji. Także nauka o absurdach współczesnej cywilizacji. MOM brzmią buntowniczo, jednocześnie jednak parodiują lewackie zaangażowanie spod sztandaru Atari Teenage Riot - tytuł singla "Actionist Respoke", to zbitka słów, parodia niewiele znaczących post -sytuacjonistycznych manifestów.

Jednocześnie jednak tytuły - nawiązując przekornie do naukowych i politycznych teorii Noama Chomsky'ego na temat umowności i systemowego charakteru lingwistycznych kodów, są znaczącym sygnałem, iż Mouse On Mars odrzucają wszelkie stereotypowe opinie. Tworzą własny, nowy język wypowiedzi.

"Idiology" to po prostu rezygnacja z jakichkolwiek twórczych ograniczeń, teoria artystycznego wyzwolenia, próba poszukiwania lekkości i radości tworzenia. To powrót do źródeł muzyki, rozumianej jako pierwotna forma międzyludzkiej komunikacji, a zarazem dzikiej i szalonej, nie oswojonej jeszcze przez speców od marketingu. Ale także propozycja z rodzaju "Nie czujcie się zbyt bezpiecznie"!.

Opis utworów :

actionist respoke

Zaczyna się od mocnego uderzenia - singlowy utwór to niesłychanie energetyczny, wirujący, zgrzytliwy i trzeszczący funky hit z niemal punkowym zacięciem. Rewolucja tuż tuż! Brzmieniowo nawiązuje do Warp'owej elektroniki i eksperymentów Super Collider, ale jest w nim też coś chuligańskiego - dzika radość łobuzerskiej zabawy. Momentami przypomina też Daft Punk, z czasów gdy Francuzi nie marzyli jeszcze o koronie królów disco, lecz z pasją ekscentrycznych naukowców odkrywali nowe taneczne lądy.

subsequence

Niezwykle charakterystyczne dla Mouse On Mars "człapiący' rytm i "plumkające" brzmienia skonfrontowane zostały z lekko wodewilowym pianinem i rzewnymi smyczkami. Trochę przypomina to niektóre syntezy easy-listening i hip hopu dokonywane w laboratoriach Ninja Tune, po chwili jednak z głębi narasta niemal kakofoniczna ściana hałasu i dystorcji. Pamiętajcie: "Don't feel too safe!".

presence

Kolejna niespodzianka to wokal Dodo - godny Roberta Wyatta, młodszym przypominać może nieco Plone choć jest jednak mniej infantylny. Z lekka psychodeliczne i melancholijne melodie zestawione z hałaśliwą cybernetyczną symfonią przywodzą na myśl Jesus And Mary Chain lub My Bloody Valentine. "Psychocandy" XXI wieku?

the illking

Z komputerowych zakłóceń wyłania się czysty ton smyczków; nastrojowe, powłóczyste dźwięki wprowadzają błogość i rozleniwienie (Broń Boże nie znudzenie!). Mouse On Mars brzmią jak futurystyczni następcy Gershwina - to muzyka wielobarwna i ponadczasowa.

catching butterflies with hands

Tytuł tego utworu to całkiem niegłupia definicja mouseonmarsowej sztuki. Przestrzenny, nieco avant-popowy kawałek przypomina ich wcześniejsze arcydzieło "Iaora Tahiti", a także najpiękniejsze momenty Stereolab. Czarujący jak bańki mydlane mieniące się w słonecznym blasku. Poetyckie? Owszem, ale też, na szczęście, bezpretensjonalne.

doit

Nieprawdopodobne połączenie digital funku (czy ktoś już wcześniej próbował?), dubowych pogłosów, electro - raegge'owych zaśpiewów i szalonej klikającej elektroniki. Dźwiękowy surrealizm w najczystszej postaci. W tym utworze szczególnie słychać dziecięcą radość grania, pasję poznawania nowych komputerowych zabawek.

first:break

Niesłychanie nowoczesny breakbeat, z nieco drum'n'bassowym zacięciem. Ostry jak brzytwa, świdrujący niczym piły w tartaku, jednak daleki od stereotypu "muzyki mechanicznej", wielowymiarowy i pomysłowo zaaranżowany. Taniec robotów na kwasie.

introduce

Ścięte bity, cyfrowe hałasy i zmutowany wokal podlane pikantnym sosem funky. James Brown w cyberpunkowym labiryncie. Nieco bezczelny i rozwydrzony, a jednocześnie szalenie inteligentny i sexy. Mouse On Mars nie odrzucają muzycznej tradycji, jednak przy ich reinterpretacjach kanonu, większość zespołów brzmi nieporadnie i archaicznie.

unity ceoncepts

Czyżby klucz do zrozumienia albumu? Każdy musi zinterpretować sam.

paradical

Deszcz elektronicznych dystorcji po którym wschodzi orientalny poranek. Rytm wystukiwany jak w buddyjskich rytuałach zwiastuje wschodnią symfonię - orkiestra japońskich robotów gra hymn o stworzeniu.

fantastic analysis

Czyżby gitara, kontrabas i smyczki? W post-technowym świecie iluzji trudno już ufać własnym zmysłom. Powoli sunący, słoneczny, kojący uszy easy listening budzi żal, że płyta już się kończy. Na szczęście pilot z przyciskiem "repeat" jest w zasięgu ręki. Rewolucja przy pomocy nowych technologii!

Rafał Księżyk (rozrywka.arena.pl):

"To będzie jedna z najważniejszych nowobrzmieniowych płyt 2001 roku. Niemiecki duet z Kolonii - rozszerzony aktualnie do trio - nagrał chyba najlepszą swoją płytę, która w dodatku ukazuje ważkie nowe trendy w kręgu nowej elektroniki. Okazuje się, iż u progu XXI wieku progresywni artyści są już zmęczeni wygładzoną, kojącą formułą tej estetyki. Nowe albumy Tortoise i Mouse On Mars - kiedyś uznawanych za proroków tzw. postrocka - ukazują powrót tych artystów do ostrych, zadziornych brzmień (...)"

Rafał Księżyk (z artykułu "sonig: koln on mars" Kaktus 7/8/2001):

"(...) Sztandarowe produkcje Sonig to oczywiście szeroko komentowane najświeższe, rewelacyjne albumy Mouse on Mars - "Niun Niggung" i "Idiology" (...)"

Kamil Antosiewicz (EA):

"Już pierwszy kawałek, "Actions Respoke" mówi, że to nie będzie dokładnie to samo Mouse On Mars, które wydało Niun Niggung w zeszłym wieku. Na czym polega ta dramatyczna zmiana? Wokale! Ale MOM nie śpiewają klasycznych piosenek. No, może z wyjątkiem ostatniego kawałka, gdzie śpiew nie został potraktowany efektami. "Stuffed Punk" brzmi jakby wykonywał go nadęty artrockowy ensembl w rodzaju Yes, czy Van Der Graaf Generator. Niewiarygodne? A jednak. W świecie zwariowanych Niemców wszystko jest możliwe.

Poza rewolucją w postaci głosu, MOM nie odeszli od ostatniej płyty zbyt daleko. Co nie oznacza, oczywiście, że zamknęli się w kręgu autoplagiatów. Oni po prostu dalej robią swoje durne plumkania. I robią je dobrze. Gdzieniegdzie wybuchają dęciaki, gdzieniegdzie słychać gitarę. Raz słychać krautrock, raz słychać Kraftwerk, kiedy indziej znów wstrętne, głupie disco, tyle ze w duro-śmiesznym mouseonmarsowym wydaniu. Świat się kręci, a MOM nie stoją w miejscu. Ich ostatnia płyta udowadnia, że electro-pop wcale nie musi być nudny, głupi i prymitywny. Wręcz przeciwnie - to muzyka przez M".

"Te same maszyny, obsługiwane przez różnych ludzi, wydają różne dźwięki"

Jan St. Werner (Mouse On Mars)

MOUSE ON MARS

biografia

"Mouse On Mars to duchowy i medialny przywódca sceny ze stolicy nowej elektroniki - Kolonii(...) , są klasykami muzyki elektronicznej, jednak potrafią ciągle wyznaczać w jej ramach nowe, niedostępne jeszcze dla innych szlaki"

[ Plastik, #05.1999 ]

"Z roku na rok ten koloński duet okazuje się coraz ciekawszy. Z właściwym sobie urokiem MM dokonują dyskretnej błyskotliwej dekonstrukcji przeróżnych estetyk nowej elektroniki, elektro i disco. Czynią to z humorem i wdziękiem."

[ Antena Krzyku, #1.2000 ]

"Hurra! dla elektryczności. Hurra! dla Mouse On Mars ! To muzyka pełna zachwytu dla technicznych możliwości, przepojona dziecięcą radością tworzenia. Uneasy easy listening."

[ Melody Maker ]

"Krautrock z innej galaktyki. Czyste pulsujące fale dźwięków tworzą podstawy alfabetu Morse'a dla nowego elektronicznego języka. Mouse On Mars wciąż jednak nie utracili poczucia humoru zrozumiałego dla wszystkich."

[ Melody Maker ]

"Mouse On Mars bawią się naszymi umysłami, jednocześnie sprawiając, iż ruszamy biodrami wbrew prawom fizyki"

[ A.P. Alternative Press ]

"Błyskotliwy miks szalonych beatów, dziwnych pętli, chwilowych melodycznych olśnień i zaskakujących sonicznych zwrotów najpierw przykuwa uszy, potem nie pozwala się oderwać zmuszając do niemal nałogowego słuchania."

[ The Wire ]

Niemiecki duet Mouse On Mars to wzorcowa grupa dla rosnącej rzeszy artystów łączących w swej twórczości tak różne inspiracje jak ambient, techno, dub, rock, jazz czy jungle. Mouse On Mars powstało w 1993 roku, po tym jak Jan St. Werner - z Kolonii i Andi Thoma - z Düsseldorfu, spotkali się, jak twierdzą, na koncercie metalowym (sic!). Połączyła ich fascynacja pionierami niemieckiej elektroniki - Neu, Can, Cluster i Kraftwerk, ale także zainteresowanie rozwijającą się w niezwykle ciekawych kierunkach sceną techno i ambient. MOM wysłali demo do londyńskiej, ambient - rockowej, niezwykle ciekawej grupy Seefeel, ci zaś - zaintrygowani - przekazali ją przedstawicielowi wytwórni Too Pure (m.in. PJ Harvey), który zachwycił się muzyką dwóch młodych Niemców. Wkrótce światło dzienne ujrzały więc debiutancki singiel "Frosch" - jak pisał zachwycony dziennikarz Melody Maker: "łączący krautrockową motorykę z brzmieniem LFO" - który dotarł do pierwszej trójki listy independent w Wielkiej Brytanii. Poprzedził on pełnowymiarowy album "Vulvaland". Oba wydawnictwa proponowały muzykę trudną do zakwalifikowania, niezwykle oryginalną i nowatorska, a jednocześnie atrakcyjną melodycznie i aranżacyjnie. Nic więc dziwnego, że MOM szybko zyskali wierne grono słuchaczy i przychylność krytyki. W !995 roku "Vulvaland", a także kolejna płyta "Iaora Tahiti" ukazały się także na rynku amerykańskim, w barwach wytwórni sławnego producenta Ricka Rubina (tego od Beastie Boys) - American Recording. Drugi krążek grupy przyniósł dźwięki bardziej zróżnicowane, zespół rozszerzył swe zainteresowania, krautrockowe inspiracje były mniej dosłowne, zadbał też o atrakcyjny podkład rytmiczny. W nagrywaniu kilku utworów gościnnie udział wziął Wolfgang Flür z Kraftwerk; krążek ten to także początek współpracy z ciemnoskórym perkusistą Dodo Nikishi. Longplay spotkał się, co stało się normą, z entuzjastycznym przyjęciem, zaś "Melody Maker" uznał go za jedną z najlepszych płyt 1995 roku. Podobny charakter miała kolejna długa płyta "Autoditacker". Nic dziwnego, że zespół zyskał sporą popularność na Wyspach, w Japonii, USA, a także rodzimych Niemczech. MOM koncertowali u boku min. Jimi Tenora, Gus Gus, Tortoise i Stereolab - głosy Laetitii Sadier i Mary Hanson z tej ostatniej grupy pojawiły się także na EP-ce "Cache Coeur Naive", która stałą się sporym klubowym hitem w całej zachodniej Europie. W owym czasie grupa zyskała też kultowy status w rodzinnej Kolonii, gdzie uznano ją za głównego przedstawiciela nurtu eksperymentalnej elektroniki i twórców skupionych wokół wytwórni a-Musik. Reputację tę potwierdziły dwa kolejne wydawnictwa - z początku tylko winylowe -, które ukazały się nakładem wytwórni MOM - Sonig : "Instrumentals" i "Glam". Choć oba przyniosły muzykę bardziej kameralną, nieco trudniejszą, zanurzoną w ambientowym sosie, bez wyraźnego rytmicznego wsparcia, cieszyły się ogromnym powodzeniem, i limitowane nakłady szybko zostały wyczerpane. Przypominały one bardziej oboczne projekty Jana St. Wernera - Microstoria (z Markusem Poppem z Oval) i Lithops.

Grupa niejednokrotnie zapraszana była do remiksowania wielu twórców ( min. Sensoramy, Oval, Pastels); ich utwory znalazły się także na wielu kompilacjach - min. w serii "Trance Europe Express", na "Macro Dub Infection 2", a także poświęconych filozofowi Gillesowi Deleuze "Folds and Rhizomes" oraz "In Memoriam". Mouse On Mars stale współpracują też z rozgłośnią radiową WDR (West German Broadcasting), a także telewizyjnym kanałem Arte. W 1999 roku państwowe German Radio przyznało im specjalną nagrodę za innowacje we współczesnej muzyce. Od tego roku Jan i Andi prowadzą też cykl wykładów poświęconych muzyce eksperymentalnej dla studentów wydziału Projektowania i Komunikacji Wizualnej Politechniki w Aachen.

Kolejna płyta MOM, "Niun Niggung" przyniosła przebojowy - breakbeatowy singiel "Distroia", promowany przez znakomity videoclip - nominowany do nagrody "Video Roku" przez program Viva, a także laur w postaci tytułu "Płyty Roku" w niezwykle prestiżowym magazynie "The Wire". Amerykańska wersja longplaya (podobnie jak japońska nieco inna od edycji europejskiej) znalazła się też wśród 20 najlepszych albumów roku popularnego magazynu "SPIN". Wyróżnienia te potwierdziły, iż twórczość Mouse On Mars ma wielu fanów zarówno w świecie popu, wśród bywalców tanecznych klubów, ale także pośród miłośników współczesnej ambitnej elektroniki i awangardy. Bieżący, 2001 rok to singiel "Actionist Respoke" zapowiadający nowy album "Idiology", na którym Dodo udziela się także wokalnie. Gościnnie z MOM na albumie występuje także legenda brytyjskiego house'u Matthew Herbert, skrzypek Matty Arouse, pokrewni duchowo i estetycznie Vert, a także przyjaciele z Kolonii Harald "Sack" Ziegler czy F.X. Randomiz.